Olga Bończyk. Własne Marzenia.

Olga Bończyk. Własne Marzenia.

Bo w życiu niezwykle ważne jest aby podążać wyłącznie do WŁASNYCH celów, otwierać WŁASNE drzwi …nie spełniać cudzych marzeń, tylko WŁASNE!!!

Olga Bończyk, osoba pełna energii, pozytywnej energii, której wcale nie było łatwo w życiu a jednak osiągnęła sukces w  tym czym się zajmuje i  co daje jest poczucie spełnienia. Jak wyglądała Twoja droga na szczyt?

Urodziłam się i wychowałam w takim środowisku, w którym nie potrafiłam wykształtować w sobie wiary we własne siły. Zawsze byłam dziewczynką bardzo skrytą, bardzo skromną, nieufną. Zawsze wycofywałam się z  większych przedsięwzięć, nie wierząc, że mi się uda. W  głębi ducha czułam się dzieckiem gorszym niż inne i to determinowało moją postawę. Zawsze stałam w drugim czy trzecim szeregu a nie w pierwszym. Dopiero jak poszłam na studia, zobaczyłam że mogę, że potrafię. Aczkolwiek szkoła muzyczna, do której uczęszczałam, również wykształciła we mnie jakieś cechy przywódcze……

Na jakim instrumencie grałaś?

Na fortepianie. Pianista to jest taki samotny biały żagiel i siłą rzeczy dzieci, które grają na instrumentach solowych, np. akordeon (uśmiech), mogą podążać drogą przywódcy
albo być totalnym samotnikiem. Ja chyba podskórnie nie do końca chciałam zostać pianistką, ale bardzo chciałam być na scenie. Bardzo chciałam być artystką, bo czułam, że to jest moje miejsce na ziemi, ale niekoniecznie w  roli pianistki, więc wymyśliłam sobie, że będę aktorką. Chciałam pracować w grupie, dzielić się swoimi emocjami przed innymi. Chciałam grać i śpiewać. Może podświadomie, w myśl psychologicznym tezom, że ludzie znajdują sobie zawody, które łamią kod, z którym przyszli na świat…i w sytuacji, kiedy byłam wycofana, bardzo zachowawcza, nieśmiała, wybrałam sobie zawód, który wymaga cech takich bardzo ekshibicjonistycznych, przodowniczych. Dzięki temu, dążąc do swoich marzeń przekułam swoje ułomności z dzieciństwa w cechy, które dają mi poczucie pewności siebie i siły. Czasami mam chwile, kiedy myślę, że może na coś nie zasłużyłam, dlatego tego nie osiągam, ale to są chwile i szybko wracam do własnej dzisiejszej, dorosłej skóry i znowu wierzę w to, że mi się uda….a nawet jak mi się nie uda, to biorę problemy na klatę. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo do chwil słabości.

Gdzie wtedy szukasz rozwiązania?

Najpierw zaczynam szukać w sobie. Pytam siebie, czy rzeczywiście to jest dla mnie. Jeśli jakiś projekt wymyślony idzie tak bardzo pod górkę, że czuję ścianę, zaczynam się zastanawiać, czy rzeczywiście to jest moje, czy otwieram swoje drzwi. Jeśli chcemy otrzymać odpowiedź, to ją na pewno uzyskamy, albo przeczytamy fragment jakiegoś
tekstu, albo ktoś nam coś powie, albo zatrzymamy się przy jakimś napisie…i wtedy wiemy czy to jest dla nas czy nie. Ale jeśli nie zauważę tej podpowiedzi i nadal nie wiem co zrobić, to często rozmawiam z ludźmi, którzy mi naświetlają tą sytuację i wiem jak oni widzieliby mnie w niej. Próbuję znaleźć perspektywę do tego, aby nie być w środku, tylko odsunąć się i zobaczyć z boku, po to aby ocenić tą sytuację w miarę obiektywnie. W większości przypadków, wystarczy tyle aby wiedzieć, czy dalej walczyć czy zrezygnować. Natomiast ja mam taką cechę która się nazywa cierpliwością, jak wymyślę sobie jakiś projekt, to bardzo cierpliwie i konsekwentnie do niego dążę.

Do jakiego widza(słuchacza) jest skierowana twórczość Olgi Bończyk?

Dla wrażliwego, wyjątkowego, wyedukowanego….dla którego tekst i warstwa muzyczna mają w muzyce znaczenie.

Bardziej się spełniasz jako aktorka czy wokalistka?

Obie te części zawodu traktuję bardzo poważnie. Jak wchodzę na scenę z moimi muzykami, aby zagrać 1,5 godzinny koncert, jestem najlepszą wokalistką, jaką mogę w  danej chwili być. Śpiewam tak, aby ludzi wzruszyć, bawić….natomiast kiedy zakładam kostium i wcielam się w postać, robię dokładnie tak samo, czyli chcę wzruszać i bawić. Nigdy nie miałam myśli takiej: oj, jak dobrze że dzisiaj gram koncert, bo nie lubię zakładać kostiumu. Jestem szczęśliwa, że zostałam obdarzona różnymi talentami…

Pan Bóg po prostu nie miał umiaru (uśmiech).

Tak, a ja dzisiaj z tego fantastycznie korzystam, mam doskonałą zabawę, bo moje życie dzięki temu nie jest nudne. Mam to szczęście, że nie mam monotonnej pracy, takiej np od 7.00 do 15.00, że codziennie mam inne zadania do wykonania. Jednego dnia koncert, innego spektakl, potem dzień zdjęciowy i znów spektakl. Ja potrzebuję, żeby w moim kalendarzu było kolorowo.

Nie lubisz rutyny?

Nigdy jej nie miałam i myślę, że po tylu latach takiej pracy, ona by mnie zwyczajnie zabiła.

Olga Bończyk na scenie a w życiu…patrząc na to jak się zachowujesz na scenie, można pomyśleć, że jesteś bardzo niedostępną osobą…

Naprawdę (śmiech).

Tak, widziałem Cię w  różnych odsłonach. Kreujesz się(lub robisz to nieświadomie) na kobietę, której mężczyźni się boją…

…. i bardzo dobrze (śmiech)

Czy ta mała zakompleksiona Olga z  przeszłości, wchodząc na scenę zakłada zbroję twardej kobiety?

Gdy wchodzę na scenę, zawsze mam piękną długą suknię, jestem umalowana, starannie uczesana…wchodzę z wykreowaną osobowością i od pierwszych chwil tworzę własny artystyczny  świat. Widzowie czują, że oglądają coś nietuzinkowego, wyjątkowego, stworzonego wyłącznie dla nich. Jednak szybko nasze światy zaczynają się przenikać. Zaczynam wciągać moją publiczność do swojego świata i po 2-3 piosenkach publiczność należy już do mnie. Znika bariera i to jest niesamowite. Trudno mi to stworzyć, kiedy wychodzę na 2 piosenki. Wtedy być może odbiór mojej osoby jest taki jak powiedziałeś wcześniej. Jednak gdy mam szansę na zbudowanie relacji podczas występu, publiczność szybko odkrywa, że nie jestem damą w żelaznej zbroi. Ta zbroja jest pozorna. Ktoś mnie kiedyś zapytał, w jakiej sytuacji czuję się najlepiej i odpowiedziałam, że na scenie.

Czy scena może być lekarstwem na nieśmiałość?

Są naukowe dowody, że 90% ludzi rozśmieszający nas na scenie, w życiu prywatnym są potwornie nudnymi, zakompleksionymi ludźmi …

…to muszą być nieszczęśliwymi ludźmi…

…dlatego wchodzą sobie w  świat wykreowany, bo w  życiu nie mają odwagi tańczyć do białego rana, upić się do nieprzytomności, przeklinać…a  na scenie można zrobić wszystko i jeszcze za to zapłacą.

Wymarzona rola dla Olgi Bończyk?

Nie mam takiej roli. Aczkolwiek chciałabym zagrać rolę, która byłaby kontrą do ról, w których byłam obsadzana, takich jak: pani doktor, pani prawnik. Chciałabym taką rolę, z którą na pierwszy rzut oka nikt by mnie nie utożsamiał. Wtedy musiałbym to zagrać, a  nie po prostu odtworzyć. W Polsce niestety panuje taki standard, mam nadzieję, że to się zmieni, że aktorzy w filmach, a szczególnie w serialach,
obsadzani są „po warunkach”.

Byłabyś gotowa do poświęceń osobistych dla roli?

Jeśli rola byłaby tego warta, to tak. Ale jeśli np. scena rozbierana ma na celu jednie pokazanie gołych cycków, to nie.

A jak to jest z Twoim ciałem…wyglądasz doskonale…

…niezasłużone komplementy. Dziękuję. Już wiem, że warto było się spotkać z Tobą(śmiech).

To jak wyglądasz jest zasługą sportu, diety czy oczyszczanie organizmu, któremu się poddajesz regularnie?

Dzisiaj mam 47 lat i sama o sobie mówię, że jestem obrzydliwie zdrowa. Niezwykle rzadko choruję, ale jak to się dzieje to już z przytupem. Moim najsłabszym organem jest krtań i struny głosowe, czyli moje narzędzia pracy. Odkąd pamiętam, zawsze na tzw. zakrętach życiowych, dawały mi znać właśnie struny głosowe. Tak jakby chciały krzyczeć: nie zgadzamy się na to co się dzieje!

Większość kobiet, jak zmienia partnera, zmienia włosy, czyli fryzurę…

… a ja tracę głos (uśmiech). Ale tak generalnie, jestem zdrowa. Nie zażywam leków, może poza tymi na migrenę. Robiłam wszystkie badania, włącznie z tomografem i lekarz stwierdził, że jestem księżniczką, bo każda księżniczka ma migrenę (uśmiech).

Krew sprawdzałaś, może jest błękitna?

Sprawdzę (śmiech).

Wracając do tematu oczyszczania organizmu. Powiedz, na czym to polega.

Raz na rok poddaję się temu tzw. zabiegowi. Mnóstwo czasu spędzam w trasach koncertowych, jem w różnych miejscach, nie zawsze wiem co mi zapodadzą. Dlatego trzeba
zrobić taki reset oczyszczając swoje organy(uśmiech).  Uważam, że powinniśmy regularnie sprzątać to wszystko, co nam się niepotrzebnego nazbierało. Nosimy, szczególnie w jelitach mnóstwo świństw, które gniją. Nie jest to fajne. Oczyszczając się z niepotrzebnych rzeczy, oczyszczamy się z negatywnych myśli.

Ile dni w roku spędzasz poza domem?

Ponad połowę na pewno…

Z pewnością żyjesz z kalendarzem, bo ludzie sukcesu, mają zaplanowane życie… a księżniczka sukcesu (uśmiech) tym bardziej.

Podoba mi się to określenie (uśmiech), dziękuję. Kalendarz jest nieodzownym elementem mojego życia.

A jak żyjesz?

Żyję w  zgodzie z  innymi, nikomu nie narzucam co ma robić, jak żyć. Nie jestem ortodoksyjna. Nie jem mięsa, prawie nie jem glutenu, unikam laktozy…ale jak czasami napiję się kawy z mlekiem, to nie umrę. Najgorsze robić sobie wyrzuty, że coś się zjadło, co teoretycznie nie było „zdrowe”

Uprawisz sport? Widziałem cię na korcie tenisowym…

Słowo „uprawiam” sport jest w moim przypadku sporym nadużyciem. Raczej od czasu od czasu pobiegam po korcie tenisowym, bo rzeczywiście właśnie tenis chyba najbardziej mnie wciągnął.

Dlaczego tenis?

Pewnie dlatego, że jest w  nim dużo ruchu nie do końca przewidywalnego. Nie oznacza to jednak że trenuję regularnie. Niestety, nie mam na to czasu a co za tym idzie, nie gram na tyle zadowalająco, żeby być zagrożeniem dla moich kolegów tenisistów. Zatem biegam sobie od czasu do czasu po korcie, przegram wszystkie mecze i z satysfakcją wracam do domu, że zrobiłam coś dobrego dla swojego ciała.

A tak modny dziś fitness?

Nie znoszę fitnessów! Czas na siłowni dla mnie płynie potwornie wolno. Kilka razy wykupiłam karnet na rok…a wytrwałam przez miesiąc (uśmiech). Nic nie zmotywuje mnie, żeby chodzić na siłownię, nie znoszę tego. Powtarzalność tych samych czynności mnie nudzi a  czasem nawet frustruje.

Co nakręca do życia Olgę Bończyk?

Nowe projekty. Nowe wyzwania potrafią tak bardzo mnie nakręcić, że oddaję się im wtedy bez ograniczeń

Piszesz muzykę?

Pisałam. Przez lata, ale nie potrafiłam tego zaśpiewać…

Skąd ta bariera?

Nie wiem. Miałam wrażenie, że jakoś emocjonalnie nie potrafię tego udźwignąć. Jak ktoś dla mnie napisze piosenkę, potrafię się do niej bez emocji odnieść. Patrzę na tę muzykę swoimi oczami i dopełniam ją swoim śpiewaniem. Jak śpiewałam własne piosenki, po prostu one mi się wciąż nie podobały w moim wykonaniu. Nie potrafiłam się nimi cieszyć. Dopiero na swojej ostatniej płycie „Piąta rano” zaśpiewałam swoją własną piosenkę i wiem, że to jest jedna z najpiękniejszych moich piosenek, ale też i najważniejsza.

Ale może słuchaczowi spodobały by się?

Najpierw muszą się spodobać mi. Spójrz na historię Amy Whitehouse. Polecam film o  niej, tam widać co się dzieje z  człowiekiem, który żyje niejako przeciwko sobie. To była jazzowa wokalistka, śpiewająca, jeszcze zanim stała się sławna, w klubach jazzowych, pisała jazzowe kawałki, z jazzowym zacięciem, jazz, jazz i jeszcze raz jazz. Weszła w środowisko, które niejako zmusiło ją, aby śpiewała pop, a ona wewnętrznie wcale tego nie chciała. Dla niej każda płyta kończyła się z chwilą, kiedy ona sama wychodziła ze studia. Amy w ogóle się z pop’em nie utożsamiała. Marzyła o tym, żeby wrócić do klubu i śpiewać jazzowe piosenki. Środowisko ją przekonywało, że robi doskonałą robotę, bo zrobił się wokół niej gigantyczny biznes. Bo w życiu niezwykle ważne jest aby podążać wyłącznie do WŁASNYCH celów, otwierać WŁASNE drzwi …nie spełniać cudzych marzeń, tylko WŁASNE!!!

Skąd wiemy, że spełniamy własne?

Myślę, że kiedy spełniasz własne, wszechświat daje ci znaki. Oczywiście możemy spełnić „cudze” marzenia, ale będziesz z tym się po prostu źle czuł…prędzej czy później. To my musimy być autorem swoich pomysłów, ale i recenzentem. Nie możemy pozwalać na to, aby inni kreowali naszą rzeczywistość. Jeśli ktoś ci mówi NIE dla twojego pomysłu, nie wiesz jakie ma tak naprawdę intencję. Może mówi NIE,
bo zwyczajnie nie chce abyś osiągnął sukces?!

Ale czasami też bez specjalnego powodu mówią NIE……

Mam przyjaciółkę, która słucha bardzo dużo muzyki. Głównie houseowej, R’n’B……takiej freakowej. Praktycznie niemal wszystkie radia zalane są takim stylem – nowoczesnym, młodzieżowym. Ja jednak śpiewam zupełnie inaczej, klasycznie. Do tego mam ciemną, mocną, głęboką, altową barwę głosu. Jest wiele osób, które po moich koncertach zachwycają się właśnie tą wyjątkową barwą mojego głosu, a moja przyjaciółka delikatnie mówiąc, nie bardzo. Mało tego, udziela mi rad, jak powinnam śpiewać i  kogo słuchać żeby brzmieć tak jak brzmią dzisiejsi wokaliści. I co w takiej sytuacji byś zrobił? Chroniłbyś to, co jest dla ciebie indywidualnie i tworzy twoją wyjątkowość, czy posłuchałbyś koleżanki, która przyzwyczajona jest do współczesnej formy śpiewania? Ale ja nie chcę być jedną z wielu. Ja chcę być wyjątkowa!

Ale to nie rzutuje na wasze relacje?

Oczywiście że nie. To jest jej zdanie i ja je szanuję. Jednak moje wybory należą do mnie i nikt nie powinien się z tego powodu obrażać.

Pracujesz nad wydaniem płyty z  piosenkami Marii Koterbskiej. Na jakim etapie jest projekt?

Na razie to faza projektu, bardzo dobrze wymyślonego i  strategicznie zaplanowanego w  najdrobniejszych szczegółach. Jednak póki co czekamy na ostatni podpis Ministerstwa Kultury i Sztuki.

Trzymaj kciuki, bo gdy ruszymy z  pracami, to wiosną ukaże się płyta o  której będzie naprawdę głośno.

Dziękuję i powodzenia.

 

 

Rozmawiał: Radosław Tracz

Zdjęcia: Archiwum Olga Bończyk

DC MAGAZINE Zima 2015/2016

Share